Komentarze (0)
Niedziela 29 marca 2009, za oknem 8 stopni, ale nie pada. Idę do garażu. "Gienia" swoim jednym okiem z utęsknieniem wypatruje nowych kilometrów. A więc na co czekać? Stroju typowo motocyklowego wprawdzie nie mam ale co tam - przecież szafa pełna - da się coś dopasować. Kurtka skurzana jest, kask i rękawice kupione wcześniej, jeszcze tylko coś pod dżinsy, buty i już. W końcu nie w takich strojach się jeździło
Żeby było ciekawiej córka (nastolatka) zapala się do pomysłu bardziej niż mogłbym przypuszczać...
Ale skoro tak - nie ma sprawy - jedziemy we dwójkę.
Pierwsze kilometry pokonujemy dość wolno, asfaltem, który kończy się przed lasem. Skoro tak to wjeżdżamy w las. Trochę trzęsie, miejscami trzeba uważać bo piach. Wkrótce las się kończy. Znowu asfalt. Ok. Dokładamy do 90 km/h. Samochody nie wyprzedzają. Czyli te 250 ccm wcale nie jest takie słabe. Przed nami pojawia się auto jadące nieco wolniej. Gazu! Wyprzedzamy bez problemu. Niemniej trochę mocy brakuje. Następnie kilka zakrętów, wzniesień i zjazdów i powrót do domu.
Sezon rozpoczęty!